Inne

E Mare Libertas (rozdział III)

E Mare Libertas

Autor: Mateusz Smiff

Rozdział III

Następny dzień należał do tych pochmurnych. Davros przekonał się o tym z samego rana. Był już albowiem na nogach dosyć wcześnie, gdyż jak wiadomo miał umówione spotkanie z Ralfem i Fretem. Przybyli oni bardzo punktualnie – jak widać zależało im na projekcie zamku. Rozmowa odbyła się w byłej sali Khaana, gdyż książe nie zdążył jeszcze zorganizować swojej własnej.
– Czemu nie ma z nami pan Koli? – rozpoczął Davros posiedzenie. – Myślałem, że przyjdą panowie w trójkę…
– Jak już wspomniałem – wtrącił Fret. – MY pracujemy razem. Ja i Ralf. Kola jednakże przybędzie w końcowej fazie budowy. Jako… pomocnik. Jest teraz z Kipftorią. Niesamowita kobieta. Jak ona coś powie to tak jest!
– Dobrze… – rozpoczął ponownie książe. – Porozmawiajmy o tym projekcie. Gdzie panowie widzą ten zamek?
Fret i Ralf milczeli wymieniając między sobą gesty – tak jakby żaden nie chciał mówić. Wypadło na rudego, który westchną, poczym się wyprostował.
– Myślę, że gdzieś blisko morza… Chodzi o to… ahhh… Mamy zamek. Mamy morze. Mamy góry. Jest światło no i sinusoida padania kąta… nie, to nie tak. Światło pada na zamek z gór, co się odbija w morzu…
– Przepraszam, że ci przerwę. – wtrącił nagle Fret. – Ale to nie ma najmniejszego sensu. Chodzi mu…
– Skąd wiesz o co mi chodzi?
– Rozmawialiśmy o tym. Chodzi mu o…
– No ale powiedz!
Kłótnia ta trwała jeszcze długo. Davros przyglądał się jedynie tej scenie. Była albowiem ciekawa, gdyż nie często widzi się tak irracjonalne sprzeczki. W pewnym momencie Ralf nie wytrzymał i wyszedł zbulwersowany z sali. W tej sytuacji Fret postanowił wyjawić swe zamiary dotyczące usytuowania budowli. Okazało się, iż wraz z Ralfem widzi zamek tuż przy wybrzeżu. Tak jak to powiedział – „ładne widoki i szybka droga do ucieczki”. Przedstawił również swoje innowacyjne projekty, z których nie tylko on był zachwycony. Nagle w trakcie tej prezentacji do sali powrócił Ralf. Usiadł na swym krześle i obrócił się w stronę swego towarzysza.
– W sumie to miałeś rację. – powiedział. – Oj tam! Mój błąd.

***

W samo południe książe został umówiony na kolejne spotkanie. Tym razem jego gościem był nie kto inny, jak Leonato. Davros dowiedział się o tym od Patsy’ego parę minut po wyjściu architektów. Helenna zaaranżowała to spotkanie z nieznanych księciu pobudek. Stąd też wyniknął problem z nawiązaniem kontaktu. Doszedł do tego problem związany z córką hrabiego.
– Tak… – Davros miętosił trzymane w ręku pióro. – Co hrabiego tu… sprowadza?
– Zostałem zaproszony przez królową do rozmowy z panem w celu ustalenia korzyści płynących z naszej być może przyszłej współpracy. Mam nadzieję, że nie jest mi pan zupełnie wrogi, ani nawet przeciwny, albowiem ja darzę pana czystą i bezinteresowną sympatią. Myślę, że moglibyśmy założyć coś w stylu koalicji lub unii na poziomie miejskim…
– Przepraszam, że się wtrącę w pańską… kwiecistą wypowiedź. – rozpoczął Davros, będący pod wrażeniem długości zdań hrabiego. – Po pierwsze to nie miasto, a królestwo. Po drugie jak pan… hrabia wyobraża sobie ten układ? Hm?
– O tym pomyśli się już później, albowiem po co zaprzątać sobie tym od razu głowę. Poza tym państwo Khaana nie jest zbyt wielkie, a ty nie masz chyba zamiaru poszerzać granic. Stąd też wzięło się moje stwierdzenie „na poziomie miejskim”.
Davros zacisnął pięść zgniatając pióro w pół. Poczuł się wściekły. Kto miał prawo krytykować jego państwo i osądzać go o lenistwo w powinnościach władcy!? Książe postanowił jednak nie dać po sobie znać złości, którą odczuwał. Nie zrobiłby tego przed każdym. Patrzył albowiem na niego nie jako na zwykłego rozmówcę, towarzysza, wspólnika. Nie. Patrzył na niego jako na ojca Beatrice, przez co cały czas chciał z nim o niej porozmawiać. Miał jedynie nadzieję, że temat współpracy w końcu zejdzie na „tor małżeństwa pieczętującego ten sojusz”.

Categories: Inne, Trizondal | Dodaj komentarz

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.